piątek, 29 maja 2009

Do Góry Nogami

Kilka tygodni temu Potomek wystroił się w chyba najbardziej oczobijne zestawienie kolorystyczne jakie udało mu się znaleźć w szafie i zaczął pląsać na łóżku. Okazja raz na milion, więc oczywiście pogalopowałam w poszukiwaniu aparatu i powstała sesja kilkunastu zabawnych zdjęć, z których wybrałam kilka i tak powstała poniższa strona do Potomkowego albumu Anno Domini 2009.


środa, 27 maja 2009

Julia

Nadszedł czas na Julię, siostrę Mileny . Uwielbiam pracować z tymi kolorami:)

wtorek, 26 maja 2009

Kochanej Mamie


Dzisiaj Potomek został doprowadzony do kwiaciarni, gdzie Osobisty Ochroniarz zasugerował, aby z okazji święta wybrał jakieś kwiaty dla Mamy, czyli mnie. Wybrał żółte gerbery w doniczce, co uwidocznił na załączonej fotografii. Nie wiem, czy dlatego, że żółte, czy z powodu tego czerwonego serca, ale są i dumnie zalegają na parapecie w sypialni:)
A Babcia Potomka, czyli Mama ma dostała taką kartkę (mam nadzieję, że priorytet doszedł na czas)

A ze spraw codziennych, to kominem wentylacyjnym zawitał dzisiaj do nas gość:) Taki mały i ćwierkający. Już wczoraj wieczorem coś za wesoło się tam działo, ale teraz tyle ptactwa wszędzie się kręci, że nie miałam czasu zastanawiać się, co to za zebranie dwa piętra wyżej. A dzisiaj rano Kota przywitała nas siedząc na lodówce! Było to dosyć zaskakujące, bo chociaż Lena nocami różne harce uprawia, to na lodówce legalnie jej przebywać nie wolno. Potomkowi za to bardzo się to spodobało, a ja byłam zbyt zaspana, żeby przeprowadzić dochodzenie na temat nowych obyczajów Koty. Wychodząc do pracy usłyszałam jeszcze, że z kratki wentylacyjnej dochodzą wrzaski najwyraźniej dwóch ptaków i pobiegłam na bieżnię Syzyfa;)
Po powrocie stwierdziłam, że dźwięk w kominie znacznie się przybliżył i tak trochę młodocianie brzmi. Zaopatrzona w krzesło i dwie kończyny przednie, kratkę wyjęłam i pobiegłam po aparat, aby przedłużyć sobie widzialność, ponieważ jak rozdawali wzrost, to się zagapiłam;) Już miałam zrobić pstryk, a tu nagle scena jak z Hitchcok'a. Z kratki wyfrunęło sobie małe ptaszydło i pognało jak oszalałe przed siebie. Ale chyba zmęczone było, więc szybko wylądowało na podłodze. Okazało się, że ten komin wentylacyjny kończy się na poziomie naszej kuchni i Ptasiek miał wyjątkowe szczęście spadając tylko dwa piętra niżej. Musiał widocznie dojść do siebie i dlatego kwilenie usłyszałam dopiero po południu przypadkowo organizując mu akcję ratunkową. Wyglądał na małego Kopciuszka, a że z lataniem radził już sobie dosyć dobrze, to odtransportowałam go na balkon, gdzie po paru minutach zorientował się w sytuacji i po prostu sobie odleciał. A Potomek już szukał dla niego muchy:)

niedziela, 24 maja 2009

Album

Powoli powstaje album dla małej dziewczynki. Może nie 'powoli', a raczej zrywami, ponieważ po wstępnym przycięciu papierów w piątek, wczoraj powstało 8 stron. Zostało jeszcze 6 i okładki. Ale najpierw muszę pomalować skrzynię;)



Rozmiar albumu to takie przycięte B5.

środa, 20 maja 2009

Kartka

Kartka urodzinowa

poniedziałek, 18 maja 2009

Milena

Wczoraj, rykoszetem, powstał scrap dziewczęcy:) W kolorach zupełnie nie dziewczęcych, ale trochę różu udało się producentowi przemycić;) Przeglądając papiery w poszukiwaniu natchnienia, wpadłam na ten bazowy w paski i tylko on pasował do tego ślicznego zdjęcia. Do tego masa kwiatów - odkąd kwiaty zdominowały scrapbooking, komponowanie stron do albumów dziewczęcych to bajka:) Tylko scrapujące mamy chłopców wiedzą, ile trzeba się namęczyć, żeby zrobić coś chłopięcego i nie upchnąć na tym łąki;)


Miłego dnia, nie wiem jak u Was, ale u nas za oknem lato!

niedziela, 17 maja 2009

Mechanik

Właśnie czekam na wywołanie kilkuset zdjęć do albumów wszelakich (głównie zaległych, wakacyjnych), więc doszłam do wniosku, że byłoby dobrze zrobić coś ze zdjęciami, które gniotą się w pudełkach. A że po drodze przytrafił się album dla dziewczynki i różowości będą królować przez najbliższy tydzień, to kolory scrapa takie dosyć kontrastowe. No i z tytułem coś mi się pokręciło, bo tym razem miało być po polsku i nie mam pojęcia, dlaczego 'k' napisało się jak 'c'. Dla równowagi pomieszałam trochę w obydwu językach urzędowych;)

sobota, 16 maja 2009

Kartka

Jakiś przestój na blogu się zrobił. I nie mam go czym przepchnąć, bo oddałam prace w dobre ręce, a nie zrobiłam im zdjęć;/ Jakaś zabiegana jestem, a w maju miało być łatwiej.
Kartka z ostatniej chwili według schematu, który chodził za mną od jakiegoś czasu, no to musiałam sprawdzić. Podoba mi się. Miła odmiana po takich normalnie otwieranych.

edit: pojawiło się słońce a z nim lepsze zdjęcia

Wszystkim zaglądaczom życzę miłej drugiej części weekendu pomimo nieciekawej pogody.

sobota, 9 maja 2009

Czasami dzieci się nudzą;)

I wtedy zdesperowany rodzic próbuje coś wymyślić. Jako, że Potomek wykazuje mizerne zainteresowanie rysowaniem, itp. wpadłam na pomysł, żeby odszukać gdzieś zachomikowany 'shrink plastic', który kurzem porastał i czekał na swój wielki dzień. Wynalazek ten z gatunku 'nie wiadomo po co, ale zawsze parę minut spokoju' dostarczył nam rozrywki na jakieś 2 godziny i sprawił, że Potomek coś tam pomazał na żywo, a nie w wirtualnym świecie. Jest to sukces wart zanotowania na bogu, ponieważ Potomek to raczej szybciej nauczy się pisać na klawiaturze niż na papierze. Znak czasu czy ki diabeł?

A teraz do rzeczy. Shrink plastic to takie fajne coś mające formę arkusza z plastiku w kilku barwach (dosyć ograniczona paleta, ale cała zabawa polega na kolorowaniu). Można to pociąć, narysować na tym co się chce, odbić coś stemplami, wyciąć kształty dziurkaczem-tyle sprawdziliśmy dzisiaj z Potomkiem. Materia ta jest niespotykana na naszym rynku (przynajmniej ja nie znalazłam i kupiłam na ebayu), a że Prototyp Potomka bawił się tym, gdy dziecięciem był, to należało kontynuować tradycję. Aż strach wspominać, czym bawiło się moje pokolenie, ale wyrośliśmy na ludzi, więc bez zaawansowanej technologii też można;)
Kiedy projekty są gotowe, przystępujemy do następnego etapu zabawy, czyli ich kurczenia. Można tego dokonać w piekarniku, ale nam było łatwiej z wykorzystaniem nagrzewarki do embossingu. Dodatkową atrakcją dla Potomka było naoczne stwierdzenie kurczliwości tegoż plastiku. Docelowy kształt stanowi ok. 45% oryginału, co należy uwzględnić podczas rysowania, czy odbijania wzorów, bo pewne rzeczy mogą być po prostu niewidoczne, albo skuczą się tak bardzo, że stracą zastosowanie, np. otwór do zawieszenia może zrobić się mikroskopijny.



Potomkowa dłoń: 1.odrysowanie kształtu, 2.wycinanie, 3. kolorowanie, 4-7 kurczenie, 8. a takie małe sie zrobiło, 9. łapki trzy

Auto: 1.Potomek wybrał pojazd z galerii w internecie, który następnie został wydrukowany na całym arkuszu plastiku przy użyciu zwykłej drukarki atramentowej, 2.kolorowanie, 3.pokolorowane, 4.wycięte, 5.kurczone, 6.gotowe

Uwagi:
1. tusz po wydrukowaniu powinien trochę przeschnąć, ale wytłumaczcie to Potomkowi.
2. jaśniejsze kolory lepiej się prezentują po skurczeniu, ale wytłumaczcie to Potomkowi.
3. całość powinna trochę przeschnąć po zakończeniu, ale wytłumaczcie to Potomkowi:)

A tak wyglądają dzieła w rękach autora (Potomek oczywiście trzymał się od nagrzewnicy z daleka, za to robił wtedy dokumentację zdjęciową:)

niedziela, 3 maja 2009

Rodzinny weekend

Doszłam do wniosku, że blog to całkiem fajny notatnik i takie krótkie, przypadkowe wpisy mogą przydać się kiedyś do albumów.

Długi majowy weekend 2009.

piątek: Obudziłam się trochę wcześniej i przysłuchując się bardzo swojskim odgłosom pracującej piły nagle wpadło mi do głowy 'A może jednak przyjadą?'. Kto? Rodzice. Plan na weekend zakładał odwiedziny rodziny, ale w środę nastąpiła korekta pt. 'Skręcona kostka Głównego Kierowcy- zobaczymy, co z tego wyniknie?'. Okazało się, że kostka pod magicznymi dłońmi pewnej Znachorki zachowała się przyzwoicie. (Wiem, 21. wiek, a ja tu o znachorstwie, ale w mojej rodzinie nikt inaczej nie leczy skręceń, zwichnięć czy złamań-z wyjątkiem otwartych- jak właśnie z pomocą pewnej Pani, z którą nawet łaczą mnie dalsze więzy krwi, a która uchroniła mojego brata przed kartą stałego klienta na oddziale chirurgii. Brat mój na skutek częstego zażywania antybiotyków we wczesnym dzieciństwie, ma dosyć słaby układ kostno-stawowy, co w życiu przekładało się na niezliczone urazy tegoż układu). Wracając do tematu... leżąc sobie i upajając się myślą, że już 8.30 a Potomek nadal zabarykadowany w swojej sypialni nagle słyszę dźwięk domofonu i już wiem, że to nikt inny, tylko wyżej wspomniana Rodzina. Jakżesz oni tęsknią za tarzaniem się na podłodze z Potomkiem;) Zmuszam mózg do nawiązania łączności z ciałem i zerkam przez okno na parking w poszukiwaniu pewnej marki dwuśladowego pojazdu rodzinnego. Następnie udaję się w kierunku drzwi mając nadzieję, że humorzasty domofon zadziała i nie będę musiała pokonywać kilku pięter w celu otwarcia głównych drzwi (na pomysł zrzucenia kluczy przez okno wtedy nie wpadłam;). No i są. Jednakże, Potomek zbojkotował powitanie, wlazł pod kołdrę i udawał, że go nie ma. Po pewnym czasie uznając widocznie, że manifestowania ekscentryzmu już wystarczy, zaszczycił swoją osobą oczekujących na audiencję.
I zaczęliśmy zwykłe spotkanie rodzinne. Pogoda nie sprzyjała dalszym wyprawom, które mieliśmy w planach, dlatego skończyło się tylko na krótkim spacerze. A w międzyczasie usprawniło się w mieszkaniu to i owo, albowiem w mojej rodzinie gen 'zrób-to-sam' jest genem dominującym, i nawet zmieszanie go z napływowym genem 'kup-to-sam' nie zagroziło Potomkowi i wykazuje on cechy mocno dobromirowe ("Pomysłowy Dobromir" to jedna z moich ulubionych bajek z dzieciństwa;) Oszczędzając detali, dzień upłynął miło i przyjemnie.

sobota: Wyprawa do pewnego sklepu w celu dokonania zakupu kilku drewnianych przedmiotów zwanych potocznie 'meblami', które mają pomóc w opanowaniu chaosu w moim kącie scrapowym. Przedmioty na szczęście były na stanie magazynowym (wcześniej sprawdziłam tylko stronę internetową) i wzbogacona o kilka desek, a zubożona o wiele papierów wartościowych w portfelu, wróciłam do domu z zamiarem sprawdzenia, czy z owych desek uda się złożyć, to co producent miał na myśli. Aaa, zapomniałabym dodać, że po drodze odwiedziliśmy kilka salonów samochodowych, gdyż zakup pojazdu czterokołowego, najlepiej pięciodrzwiowego, wydaje się nie-do-odłożenia, jak to czyniłam od lat 4 z okładem. Potomkowi salony samochodowe spodobały się więcej niż bardzo, bo i zabawki tam mieli, i duże samochody, do których pozwalano wsiąść i potrąbić trochę. Tak więc na hasło' wychodzimy' odpowiadał 'jeszcze nie skończyłem jechania' i akcja ewakuacyjna trwała nieprzepisowo długo. Przy okazji pozbieraliśmy trochę makulatury (czyt. wszystko, co nam wciskano w ręce) z jakimiś dziwnymi słowami, akronimami i wieloma liczbami, które będą stanowić moją lekturę przez najbliższe miesiące;)
Po powrocie Rodzina spakowała swój dobytek i udała się w kierunku północnym, ku większej aglomeracji miejskiej z zamiarem wypoczęcia po wyczerpującym, wielopokoleniowym spotkaniu;) A my zostaliśmy z Potomkiem i 3 pakietami desek. Jak już wspomniałam, Potomek uwielbia majsterkowanie, więc po otwarciu pierwszego kartonu i stwierdzeniu, że układ napędowy Potomka niepokojąco przyspieszył, a narząd wzrokowy wykazuje niewskazane pobudzenie, został on całą swą osobą umieszczony przed urządzeniem z klawiaturą, z zalecenim otwarcia dowolnej strony zapisanej w 'ulubionych' z jego imieniem. Tak zabezpieczeni rozpoczęliśmy zabawę w 'złóż-to-sam'. I cóż się okazało? Regał na książki, który wg producenta powinien zostać złożony w ciągu 40 minut przy współudziale 2 osób dorosłych, śrubokręta i zestawu śrubek, kołków i gwoździ, składał się ponad 2 godziny przy asyście słów niecenzuralnych (dobrze, że Potomek przed monitorem nakierowuje narząd słuchu tylko na źródła dźwięku mające coś wspólnego z obrazami na monitorze), komentarzy w stylu 'A może wyjdzie z tego jakiś samochód, to sporo zaoszczędzimy?' i ogólnego rozbawienia przeplatanego furią. Okazało się, jak to często bywa, że otwory zostały nawiercone wg wizji pijanego królika, elementy, które mają pasować, nie pasują, bo to byłoby za proste, 'nogi' do regału są o centymetr wyższe, niż u jego brata bliźniaka, który zamieszkał u nas jakiś czas temu i czekał na połączenie z rodziną, itp, itd. Czeka mnie jeszcze szlifowanie i malowanie nabytków, bo kolor 'sosna' nie mieści się w mojej koncepcji dekoratorskiej, ale to musi poczekać do czasu, aż wygoją mi się odciski i zniknie siniak pod paznokciem, który wolniejszy od młotka był:/
A weekend jeszcze trwa:)

Z weekendowego warsztatu craftowego- jak dotąd powstało tylko takie pudełko, które Protoplastka od razu przygarnęła, ale zdążyłam zrobić dokumentację zdjęciową:
PS: Wpis z założenia miał być krótki, jak w przedmowie. Wyszło jak wyszło, kto doczytał do końca, dostanie medal;)