poniedziałek, 22 października 2012

Replantacja - 3 tygodnie i 3 dni 'po'

Czas na małe podsumowanie minionych tygodni. Potomek jest już po kilku wizytach dentystycznych. Pierwszego dnia zszyto mu rozerwane dziąsło, założono szynę i zlecono płynną dietę. Zapobiegawczo dostał również antybiotyk, aby zapobiec możliwej infekcji. Weekend po wypadku spędziłam czytając wszystko, co dostępne w internecie na temat replantacji, zamartwiając się do granic możliwości, wymyślając jakieś wodniste dania i pilnując aktywnego Potomka, który nic sobie z całej historii nie robił, bo nic go nie bolało. W międzyczasie skontaktowała się ze mną mama pewnej dziewczynki, która miała bardzo podobny wypadek na stoku narciarskim. Dziewczynka miała więcej szczęścia, bo jej zęby wyrwały się na siatce, ale nigdy nie wypadły z dziąsła i rodzicom szybko udało się wepchnąć je na miejsce i wyruszyć na poszukiwanie pomocy dentystycznej. Jej mama, wiedząc przez co przechodzimy, podała mi swój numer telefonu na wypadek gdybym miała jakieś pytania. Opowiedziała mi całą historię i podała nazwę kliniki dentystycznej w Warszawie, której właściciel bardzo pomógł jej córce i uratował jej zęby. To nie była jedyna obca mi osoba, która służyła pomocą, po przeczytaniu o wypadku Potomka. Jestem wszystkim bardzo wdzięczna za odzew i dobre rady. Wychowawczyni Potomka również dzwoniła pytając o jego samopoczucie, bo bardzo martwiła się o jego stan. Mogłam ja przynajmniej uspokoić, że dzięki jej szybkiej reakcji, zęby wróciły na miejsce, a na efekty musimy jeszcze poczekać. Jestem jej dozgonnie wdzięczna, za to co zrobiła. W całym tym nieszczęściu, Potomek miał wiele szczęścia.
W poniedziałek po wypadku, Potomek miał wizytę kontrolną, podczas której zrobiono mu zdjęcie rtg. Wszystko wyglądało ok, nie wdała się żadna infekcja, nie było opuchlizny, ale na fanfary jeszcze dużo za wcześnie. Okazało się również, że te brakujące dwójki siedzą sobie w dziąśle i nigdzie się nie wybierają. Muszę przyznać, że bardzo podniosło mnie to na duchu, bo wizja brakujących 4 górnych zębów spędzała mi sen z powiek. Ja wiem, że obecnie stomatologia potrafi zdziałać cuda, ale na implanty Potomek jest jeszcze za młody.
W ramach konsultacji udałam się z Potomkiem do Odległego Dużego Miasta do cud-kliniki stomatologicznej, ale wróciłam rozczarowana zaproponowanym planem leczenia, który zupełnie nie zgadzał się z tym, co wyczytałam w internecie i usłyszałam od Dobrych Ludzi. Wiedząc, że z powodu sporej odległości i innych okoliczności nie będę w stanie skorzystać z usług tej polecanej, warszawskiej kliniki, postanowiłam, że przynajmniej zapytam o radę. Jako że polecany specjalista mówi po angielsku, zadaniem tym zajął się niemówiący biegle po polsku Potomkowy Współtworca, bo ja potrzebowałam odpoczynku. Ku naszemu zaskoczeniu jeszcze tego samego dnia otrzymaliśmy maila z prośbą o przesłanie zdjęcia rtg i późną nocą odpowiedź z proponowanym leczeniem. (Niesamowite, jak wiele osób bezinteresownie udzieliło nam pomocy w tej sytuacji.) Było to zgodne z tym, co sama przeczytałam w dostępnych źródłach i czemu ufałam, jak również z sugestią naszej dentystki. Niestety oznaczało to leczenie kanałowe replantowanych zębów, ale ryzyko powikłań było zbyt duże w naszej sytuacji, co nie znaczy że już go nie ma. Niestety z tym musimy się liczyć już do końca.
Tydzień po wypadku Potomkowi zdjęto szwy. Dziąsło ładnie się zagoiło, jest tylko niewielki brak tkanki z przodu, ale mamy nadzieję, że z czasem jakoś się to zregeneruje. Po tym pierwszym tygodniu Potomek wrócił do szkoły, bo z oczywistych wzgledów zrobiłam mu tydzień wolnego.
Dwa tygodnie po wypadku nasza dentystka rozpoczęła leczenie kanałowe. Muszę przyznać, że nie była to łatwa decyzja ani dla niej, ani dla mnie. Potomek ma zdrowe zęby i jak dotąd jego wizyty u dentysty służyły tylko potwierdzeniu tego stanu. A tu nagle trzeba było 'uśmiercić' dwa już i tak martwe zęby, które miały szansę na ożywienie. Szansę tę zwiększał fakt, że proces rozwoju tych jedynek nie został zakończony i wierzchołki korzeni były nadal lekko otwarte, co mogło ułatwić wrastanie nerwów i odbudowanie komórek. To takie wyjaśnienie 'na chłopski rozum'. Mogło, ale nie musiało. Po konsultacji podjęłam decyzję, że zaczynamy leczenie. Lepsze 'martwe' zęby niż żadne. Przy okazji usunięto część szyny, bo jeden fragment się odkleił i odłamał na dzień przed wizytą. Reszta szyny została usunięta w kolejny poniedziałek i okazało się, że replantowane zęby całkiem nieźle osadziły się w zębodołach. Oczywiście znowu dostał szlaban na szkołę i nadal musiał kontynuować dietę płynną, ale to mamy już opanowane. Zęby od dnia wypadku myje szczoteczką dla niemowląt i płuka chlorheksydyną, która działa przeciwbakteryjnie.
A dzisiaj miał kolejna wizytę, podczas której wymieniono mu wodorotlenek wapnia i umówiono na następne prześwietlenie. Mam nadzieję, że za miesiąc będziemy już po zakończonym leczeniu kanałowym, a zęby zostana z nami na dłużej. Kolejne miesiące i lata, to seria wizyt kontrolnych i obserwacja replantowanych zębów. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie wiedziałam tyle o zębach:)
Pozostaje mi tylko zrobienie albumu opisującego całą historię pod znaczącym tytułem "All I Want for Christmas is My Two Front Teeth".

Na koniec moja dzisiejsza publikacja na blogu Galerii Papieru:)
Ogłaszam wszem i wobec, że nasza rodzina się powiększy! Oby dopiero po Nowym Roku, ale na to nie mam zbyt dużego wpływu;) Chociaż staram się jak mogę, pomimo niezwykle stresujących wydarzeń. Jednakże Potomek sam wybrał sobie wcześniejszą datę urodzin i jeśli Potomkini będzie tak samo niezależna, to pod choinką może się znaleźć o jeden prezent więcej:)







3 komentarze:

Makola pisze...

Gratulacje! :)
Piękna praca na pamiątkę!

Amlai pisze...

O mój Boże... Przecudny scrap. Nie mogę oderwać wzroku. Jest niesamowicie energetyczny.

Magda pisze...

Boska B.....bejbi:) Buziaki!

(Ha, gdyby nie ten nawias, to miałabym posta tylko ze słowami na b jak BEATA;)