środa, 4 lutego 2009

Odgruzowałam

Kuchnię i przedpokój:) Cudownym zbiegiem okoliczności mąż mojej przyjaciółki, znający się na szpachlowaniu lepiej niż ja (ja się nie poddałam, mnie po prostu zajęłoby to tylko trochę dłużej;), doprowadził ściany w/w pomieszczeń do stanu zwanego 'pod malowanie'. Ściany, które po zdjęciu boazerii wyglądały gorzej niż z boazerią, jeśli ktoś w to potrafi uwierzyć. I nie mówimy tutaj o pięknej boazerii, która ponownie przeciera szlaki i wraca tryumfująco do kuchni, salonów a nawet łazienek, ale o boazerii-szkaradce, która modna była i się zasiedziała w wielu mieszkaniach z tzw. wielkiej płyty. Jak sobie ktoś robi kuku i kupuje mieszkanie- z założenia do remontu- w bloku obok, bo się mu nie chce przeprowadzać przez pół miasta, to trzeba się liczyć z różnymi atrakcjami. To gwoli usprawiedliwienia nieobecności na blogu i twórczego nieróbstwa. Teraz mam nadzieję odszukać pudła z papierami i innymi rzeczami, za którymi się stęskniłam i coś dzisiejszego wieczoru wyprodukować. Oby tylko Potomek nie zniweczył moich planów, bo zachowuje się dzisiaj jak wilkołak podczas dwóch pełni:/ (Czy ja już wspominałam, że mój Prywatny Barometr reaguje na zmiany pogody w sposób, który za każdym razem kusi mnie do poszukiwań przedszkola z internatem?)

1 komentarz:

Karola Witczak pisze...

Trzymam kciuki za twórcze wyżycie! A Potomka uściskaj mooocno!